Ta podróż była jedną tych nieoczekiwanych, przyszła do mnie sama, a ja wiedziałem, że nie mogę tej szansy zaprzepaścić ! To był 8. luty tego roku, ale nie taki standardowy, zimny i ciemny.
Byłem w Australii, akurat się wyprowadziłem z mojego mieszkania na Bondi, gdy kolega wysłał mi propozycję nie do odrzucenia. W zasadzie decyzja zapadła od razu, a odpowiedź była tylko jedna możliwa: pewnie że lecę !
*mimo że miałem już zakupione bilety powrotne do Europy, ale w końcu nie co roku wraca się na stałe z Australii 😉 Także wykonałem kilka telefonów, sprawdziłem opcje i kilka tygodni później byłem już gotów, aby spełnić kolejne marzenie.
Dlatego przygoda, na którą wyruszyłem 15 marca prosto z Sydney była jedną z tych, które zapamiętam do końca swojego życia ! Trasa jaką miałem do przebycia nie była zbyt długa, gdyż leciałem przez Kuala Lumpur i po kilku godzinach postoju w Malezji, wyjściu „na miasto”, obejrzeniu Petronas Towers byłem już w samolocie do Male, stolicy Malediwów.
Widok jaki zastałem w nocy ma się ni jak do tego, co ukazuje się naszym oczom gdy budzimy się o poranku. Wtedy dopiero widać jak magicznym miejscem są te atolowe wysepki na środku Oceanu Indyjskiego, będące rajem dla surferów, nurków i wszystkich innych turystów, którzy chcą wypocząć w szalenie pięknym miejscu.
Z lotniska wyszedłem z plecakiem, dużą torbą oraz jeszcze większym boardbagiem, w którym miałem 3 deski surfingowe – moje trofea z Australii oraz jedną dodatkową deskę, dla znajomego z Polski, który zamówił ją sobie, aby mieć nową deskę na tego tripa. Całość ważyła z jakieś 60kg, a przy moich 70kg masy miałem co dźwigać 😉 Udało się jakoś dostać na łódeczkę łączącą lotnisko, będące jedną wyspą, z miastem Male, które jest inna wyspą.
Schody zaczęły się, gdy po sprawdzeniu na gps’ie ruszyłem na piechotę do swojego hoteliku. Niby 500m w linii prostej, ale mając 30kg na jednym ramieniu, 20kg na drugim i 10kg na plecach, w upale 30 stopni, musiałem zrobić kilka przystanków nim dotarłem do miejsca mojego pierwszego noclegu, Off Day Inn.
Dzięki cennym wskazówkom znajomego, który mnie na tą podróż namówił, znalazłem się w miejscu będącym najbliżej lokalnego spotu, miejsca gdzie się surfuje. Dlatego po wzięciu prysznica, delikatnym przepakowaniu toreb, przespaniu się niecałe 5 godzin, wstałem o świcie, by pójść sprawdzić fale. To co zastałem przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Miejscówka była puściutka, zero ludzi na wodzie, lokalni surferzy tylko naprawiali deski w cieniu przy plaży. Z szacunku do lokalnych zwyczajów i surferskiej etykiety, spytałem się jak wygląda pływanie na „ich spocie”, dlaczego nikt nie pływa i co powinienem wiedzieć. Po chwili rozmowy dostałem zielone światło i informację, że sezon się dopiero rozkręca, fale są dla nich póki co małe, ale mogę spokojnie wskakiwać i rozpoczynać swoje surfowanie na Malediwach 😊 Naładowany taką pozytywną energią, poszedłem na śniadanie przy moim hoteliku, przebrałem się, wziąłem deskę pod pachę i na bosaka podreptałem na moją pierwszą sesję.
Po godzinie pływania w całkiem niezłych jak się okazało falach, miałem jedno spostrzeżenie, nieczęste jak na surfera pływającego zazwyczaj na zatłoczonych spotach Sydney. Przez cały ten czas na wodzie byłem sam, żywej duszy, tylko ja, moja deska i fale rozbijające się w narożniku, przy plaży z beach barem, zaraz obok mostu „przyjaźni chińsko-malediwskiej” łączącego miasto z lotniskiem.
Po takim rozpoczęciu dnia, mogłem spokojnie udać się na zwiad po mieście, kupić pocztówki i magnesy oraz zrobić ostateczne przepakowanie bagażu, gdyż byłem dopiero co po wyprowadzce z Australii, więc nie był to dla mnie standardowy wypad wakacyjny. W związku z tym miałem lekki stres, co mi się uda zmieścić do torby i plecaka, a co będę musiał zostawić w dodatkowej torbie w przechowalni na międzynarodowym lotnisku w Male. Tego samego popołudnia czekała nas podróż małym, śmigłowym samolotem na południowe atole, pół stopnia nad równikiem.
Po nadaniu bagażu, oddaniu torby na przechowanie, rozsiadłem się spokojnie w awionetce, którą przez godzinę lecieliśmy na Kaadedhdhoo. Tam czekał na nas speed boat, którym dostarczono nas w ciągu kilkunastu minut pod naszą łódź, którą mieliśmy krążyć przez kolejne 10 dni po okolicznych wysepkach w poszukiwaniu najlepszych fal.
Po powitaniu przez współwłaściciela PerfectWave i powitaniu z załogą, wzięliśmy się za rozpakowanie kilku desek oraz wybranie kajut na nasz rejs. Potem zakupy na okolicznej wysepce, wędki, haczyki, linki, itd… Poza tym czekaliśmy na resztę naszej ekipy, która leciała drugim lotem. Miało nas być finalnie 11’stu, a póki co byliśmy we dwójkę.
Ekipa jak się można było spodziewać była w dobrych nastrojach i po dotarciu na łajbę, była w równie niemałym szoku jak my widząc ogromny jacht motorowy, który był cały do naszej dyspozycji. Pod pokładem kajuty dwuosobowe, główny pokład kuchnia, salon, kapitanka oraz fajna przestrzeń na rufie. Górny deck to pojedyncze kajuty z kanapą dla relaksu oraz druga miejscówa na rufie, gdzie na ściance trzymaliśmy nasze dechy. Na samej górze mieliśmy duży pokład z małym daszkiem a do tego leżaki, maty do jogi oraz linki do suszenia szortów po pływaniu.
Ekipa zrobiła klasyczne, słowiańskie powitanie, więc snu niektórzy nie mieli za dużo, ale to co zobaczyliśmy następnego dnia to była bajka. Codziennie rano następowała zresztą ta sama procedura. Statek zacumowany wewnątrz atolu, na stabilnych wodach, budził się do snu koło 6, odpalał silniki, załoga zaczynała sprzątać pokłady, przygotowywać śniadanie, a ja przyzwyczajony do porannego wstawania w Australii budziłem się w tych samych godzinach i obserwowałem ten powoli budzący się świat.
Pierwsze pływanie było czymś wyjątkowym, wypłynęliśmy na rafę u wejścia do atolu małą łódeczką, jaką mieliśmy zawsze na holu. A tam czekały na nas rzędy pięknych, równych, delikatnych fal. W trakcie tej, lub kolejnej sesji na naszym spocie pojawiły się delfiny, nie dwa, pięć ale całe stado, które pływało kilka metrów od nas i łapały z nami fale. Sam miałem przyjemność i szczęście złapania jednej fali razem z dwoma kompanami, którzy mi towarzyszyli pod wodą, ale widząc że płynę dalej i zaczynam skręcać, oddali mi fale i ustąpili pierwszeństwa, zgodnie z surferskimi zasadami. Ot taki wodny savoir-vivre.
Kolejne dni to była czysta przyjemność, praktyka, praktyka i jeszcze raz praktyka. Mam wrażenie, że na tym wyjeździe miałem największą jak dotychczas powtarzalność na falach, najlepszą opcję do faktycznego poprawienia techniki, potrenowania nowych ruchów, a z pomocą naszych trenerów udało mi się wyeliminować kilka błędów i nabytych złych nawyków. Także z całą odpowiedzialnością mogę polecić osobą chcącym poprawić swoją technikę, taki właśnie wyjazd. Statek, surfing, odpoczynek i wędkowanie. Przy takim założeniu naprawdę można się wiele nauczyć. Teraz już wiem, że takie spełnione surfingowe marzenie to bezcenne doświadczenie i każdemu pływającemu na desce życzę choć raz w życiu takiego wyjazdu.
Na 5’ty czy 6’ty dzień mieliśmy już tak obolałe mięśnie i zmęczenie materiału, mimo codziennych masaży oraz z pomocą TheraGun, mieliśmy dzień przerwy od surfingu. Żeby nie marnować czasu zostaliśmy zabrani na bezludną wyspę, gdzie braliśmy udział w projekcie oczyszczania Malediwów i sprzątaliśmy brzegi oraz środek wysepki, gdzie można było znaleźć wszystko ! Począwszy od plastików, styropianów, starych japonek, szkła po całe worki śmieci, jakie niektóre statki z turystami zrzucają w takie niewidoczne miejsca, aby uniknąć opłat przy zrzucaniu odpadów w porcie. To prawdopodobnie niechlubna praktyka występująca nie tylko na Oceanie Indyjskim…

Po takim dniu regeneracji, wróciliśmy do tego po co tam się pojawiliśmy i do ostatniego dnia łapaliśmy tyle fal ile się dało. Czasem tak dużo, że sami w siebie koledzy wpływali, na szczęście tylko jedna deska ucierpiała przy takim incydencie. Poza tym mieliśmy kilka innych wgnieceń, trochę otarć stóp, dłoni bądź pleców o rafę i to by chyba było na tyle. Udało nam się przetrwać bez większych szkód, z masą doświadczenia, nowymi umiejętnościami, pewnością łapania fal w bardziej wymagających sekcjach i oczywiście z dużymi uśmiechami. Kilka osób z naszej ekipy była już piąty czy szósty raz na takim rejsie, jednak wszyscy byliśmy tak samo zadowoleni i napływani !
Jak na każdym wyjeździe, smutny element to pakowanie tego całego bałaganu, a w naszym przypadku mieliśmy tyle desek, że musieliśmy podzielić paczki na dwie partie, aby cały bagaż doleciał na czas do Male i mógł z nami lecieć z powrotem do Polski. Na szczęście udało się sytuację opanować, zaliczyć ostatnią sesję i później na czas wrócić na lotnisko, gdzie czekaliśmy 2 godziny na awionetkę, która ewidentnie się nie spieszyła. Taki już wyspiarski klimat, pracoholizm nie jest chyba dla nich (całe szczęście) zagrożeniem 😉
Po wylądowaniu w stolicy, wesołym krokiem weszliśmy na lotnisko, gdzie część udała się na jedzenie, a ja w celu odbioru reszty bagażu. Potem nastąpiła weryfikacja ile mam miejsca, ile kolegom zostało miejsca w torbach oraz kto ma ile wolnych dopuszczalnych kilogramów, bo miałem spory nadbagaż i chciałem w miarę możliwości ograniczyć dużą dopłatę na lot powrotny do Warszawy. Po przekazaniu kilku rzeczy, udaliśmy się grupą na odprawę i wszystko poszło gładko. Nawet koledzy odzyskali swój zestaw żetonów do pokera, który został zarekwirowany na wlocie na Malediwy ! Trzeba pamiętać, że nie można tu wwozić alkoholu, narkotyków i innych zakazanych w muzułmańskim państwie towarów. Stąd warto sprawdzić co wolno a co nie przed wylotem na wakacje w nowe strony.
Podsumowując, życzę wszystkim którzy kochają podróże w piękne miejsca i są ciekawi Malediwów, aby wybrali się tam, gdyż jest to jedno z tych miejsc, które są nie do podrobienia. Ciężko jest zobaczyć i doświadczyć czegoś podobnego w innym miejscu na ziemi. W dodatku tubylcy są też bardzo mili, gościnni, a pogoda jak się można domyślić, jest dość znośna. Ale pamiętajcie o nakryciu głowy oraz kremach z filtrem, bez tego byśmy tyle godzin na wodzie i na słońcu nie przetrwali.
Aloha !
Adam Strybe / 3style4life / Dakine Polska
***filmy dla zobrazowania malediwskich fal: ***
https://drive.google.com/open?id=1qfTNa9jMpQ3j_S2MgfX_ZkejdoaWAAvJ
https://drive.google.com/open?id=1b-mHq65_V-sPbM7s_Z6T-nNyoGSFzYgG
https://drive.google.com/open?id=1zewm6CtCqioUYFt3-FHHQGqEwKAU4Yef
https://drive.google.com/open?id=1OGT6R_cn2B1BGZTATvYbjWa2k35j8JqO